poniedziałek, 3 października 2016

Spalanie tłuszczu - TAK, ale przy niskim poziomie insuliny we krwi.

Po raz kolejny wróciłam do książki Jillian Michaels - 'Opanuj swój Metabolizm" gdzie pisze ona że:
"Kluczowa w utrzymaniu właściwego poziomu insuliny jest wiedza czego nie należy jeść. Utrzymywanie niskiego poziomu insuliny jest podstawowym założeniem proponowanej przeze mnie diety, ponieważ im mniej insuliny krąży w twojej krwi, tym łatwiej twój organizm będzie mógł sięgać po zgromadzony jako paliwo tłuszcz."
Co to oznacza dla odchudzających się  w praktyce?
Po pierwsze słodycze odpadają, ale o tym już wszyscy wiedzą. Nie wszyscy jednak wiedzą, że mniej będzie szkodziło zjedzenie słodkiej muffiny od 8-12, niż o 20:00 przed pójściem spać Chodzi o to, że nasz organizm działa według rytmu, insulina się wydziela nie tak samo w ciągu całego dniaNie ma sensu, żebym przytaczała naukowe wywody jak działa insulina - trzeba zapamiętać, że jeżeli już nie umiemy się powstrzymać przed czekoladową muffiną ( a ja niestety należę do osób, które z pełną świadomością konsekwencji nie zrezygnują całkowicie z jedzenia słodyczy) to możemy ją zjeść na II śniadanie ale na pewno nie na kolację. Mam na myśli zdrowe słodycze w ilościach nie przekraczających zdrowej diety i zaplanowanej ilości kalorii, bez uszczerbku na całym jadłospisie itd.
 Koniec z podjadaniem - a to dlatego, że ciągle się "uruchamiamy". W praktyce oznacza to, że zjedzenie małego wafelka/cukierka etc. kilka razy w ciągu dnia jest szkodliwe dla zaplanowanego tracenia tłuszczu- i to jeszcze jak!
Pamiętajmy, że trawienie rozpoczyna się w jamie ustnej- to do wszystkich przeżuwaczy i podjadaczy. Szkodliwe będzie także popijanie słodkich napojów przez cały dzień. Ja niestety także mam za sobą okres ciągłego podjadania i efektów w postaci - braku efektów ćwiczeń fizycznych.
Znalazłam także w drugiej książce Jillian "Książka kucharska - Opanuj swój Metabolizm", którą szczerze polecam:


Listę produktów, które powodują wysoki poziom insuliny we krwi uniemożliwiający chudnięcie.
- alkohol, piwo
- wszystko z syropem glukozowo-fruktozowym - ciastka, dżemy, soki, napoje
- modyfikowana skrobia - chrupki, chipsy, "nachosy", wafle etc.
- gotowana marchewka,
- ziemniaki pieczone,
- słodzone przetworzone zboża
Oprócz tego od siebie mogę powiedzieć, że trzeba uważać na suszone owoce i w ogóle ilość zjedzonych owoców dziennie np. banany, mandarynki i winogrona
Można sobie poszukać listę produktów o niskim indeksie Ig w Google, ale z doświadczenia powiem, że wystarczy zapamiętać te kilka i już powinny być efekty.
Z najtrudniejszych rzeczy do wdrożenia przy utrzymaniu niskiego poziomu insuliny jest na pewno - podjadanie.
Podadanie jest jednak kluczowe jeżeli chcemy schudnać. mam nadzieję, że po moim poście tzw. mały cukierek zjedzony o 19:00 nabierze innego znaczenia. Co sądzicie?

wtorek, 8 marca 2016

Zapalenie gardła z gorączką i bólem stawów ale nie angina - usilne starania bez antybiotyku, Ale skończyło się inaczej

Zawsze staram się unikać leków, ale czasami już nie mam sił i czasu ani możliwości leżenie 3 tydzień w domu i leczenia się naturalnie.
Zastanawiam się czy są w środowisku blogowym osoby, które dobrze się odżywiają, uprawiają sport, hartują się i nawet jeśli zachorują to zdrowieją szybko i naturalnie. Jeżeli tak macie to proszę napiszcie do mnie.

Oto krótki :) opis mojej kapitulacji - czyli jak po 10 dniach walki z "przeziębieniem" postanowiłam wziąć antybiotyk. Zaczęło się jak zwykle od zapalenia gardła. Z początku miałam tylko suche gardło i chrypkę więc piłam syropy. Trzeciego dnia nie mogłam już połykać śliny, ból nasilił się w nocy. Budziłam się co 3 godziny i piłam rumianek albo len. W dzień się poprawiało jak dużo piłam i ssałam tabletki na gardło, w nocy zaś budziłam się z bólem. Rano zaczęłam odkrztuszać sporo ropnej wydzieliny, w dzień zaczął się kaszel. Zaczęłam pić syropy wykrztuśne, ciepłe herbaty z miodem i syrop z czosnku i cytryny jak zwykle. Już się ucieszyłam, bo po tygodniu przeszedł ból gardła i mogłam zasnąć w nocy, ale budziłam się z mokrym kaszlem i sporą ilością flegmy.
Poszłam więc do lekarza, który nie stwierdził anginy ale zapisał mi antybiotyk. Postanowiłam go nie brać bo lepiej się czułam, miałam "tylko" ropny kaszel". Kaszlałam od trzech dni, aż czwartego dnia dostałam temperatury i nie mogłam wstać z łóżka. Oprócz osłabienia i kaszlu miałam także bóle w stawach kolanowych i łokciowych - wystraszyłam się. Policzyłam, że to już 10 dzień choroby i mam dość, jutro miałam iść do pracy a tu nie mogę podnieść się z łóżka.
Zastanawiałam się gdzie popełniłam błąd i na co jestem tak naprawdę chora - na anginę bez zapalenia migdałków czy na inne zapalenie, a może mam zapalenie oskrzeli bo już sporo kaszlałam, a wejście schodach po wizycie od lekarza było dla mnie dużym wysiłkiem.
Przed wzięciem pierwszej dawki azycyny długo zastanawiałam się czy te duże ilości ropy zielono- żółtej to na pewno infekcja bakteryjna. Czytałam, że flegma może być także objawem infekcji wirusowej jak i bakteryjnej.Sądząc po długości mojej choroby podejrzałam, że na pewno paciorkowce się już solidnie namnożyły i nie mam więcej czasu na "naturalne leczenie". Nie miałam już ani czasu ani ochoty być wyłączona z życia kolejny tydzień.
Po pierwszej dawce antybiotyku, którą wzięłam o 17, zaczęłam mieć większą gorączkę wieczorem i strasznie rzucałam się w nocy. Obudziłam się strasznie spocona,  z koszuli nocnej można było wykręcać wodę. Osłabienie sięgnęło zenitu, leżałam plackiem cały dzień, kilka razy wstając do toalety. Przez moment w toalecie popatrzyłam na siebie i nie mogłam poznać - małe oczy, blada, biała cera, suche usta, mętny wzrok i ogólne otępienie. Dawno temu nie czułam się tak chora.
Drugiego dnia było nieco lepiej, wstałam kilka razy z łóżka i zjadłam banany, dużo piłam, gorączka utrzymywała się 37-38. Trzeciego dnia brania azycyny odczułam znaczącą poprawę ale dopiero wieczorem, gdyż rano nadal miałam bóle w stawach. Po pierwszej dawce znacząco zmniejszała się ilości i rodzaj flegmy - odkrztusiłam już tylko 3-4 rano rano i kilka razy w ciągu dnia, dnia wcześniejszego musiałam zużyć paczkę chusteczek na sporo ilość ropy.
Trzeciego dnia wróciłam do świata żywych i mogłam wreszcie popatrzeć na siebie w lustrze i się poznać.
Czy żałuję, że wzięłam antybiotyk? Aktualnie nie, bo zaczynam czuć się dobrze i utwierdzam się w wierze, że doszło już do infekcji bakteryjnej z którą mój organizm nie radził sobie a ja nie chciałam się więcej niż 10 dni męczyć z przeziębieniem.
Przyczyn mojej choroby są dwie - brak witaminy D oraz przemęczenie. Umysłowa praca powyżej 10-12 h dziennie potrafi skutecznie zmęczyć. O wiele lepiej się czułam jak pracowałam po 8 h i uprawiałam przynajmniej godzinkę sportu. O witaminie D zapomniałam w grudniu jak skończył mi się tran i nowego nie kupiłam.
Na pewno wiele z was, uzna moje czekanie na poprawę za nierozsądne, ale ja znam swój organizm i wiele razy wychodziłam z takiego przeziębienia i nic mi nie było. Były sezony zimowe, że uprawiałam sport z lekkim bólem gardła i szybko przechodziło na świeżym powietrzu, faktem jest jednak że miałam spory zasób witaminy D w organizmie jak sądzę. Kolejny raz nauczyłam się czegoś o sobie i wyciągnę konsekwencje.
Ciekawa jestem czy jest wśród blogerów, ktoś leczący się naturalnie?

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia